Miasteczko Honningsvag nie daje zbyt
wielu możliwości turystom takim jak my, podróżującym na zasadzie "low
budget trip". Można jednak za umiarkowane ceny kupić pamiątki,
powłóczyć się po uliczkach i pogapić na przybijające w porcie "krążowniki"
wycieczkowe Hurtigruten. Można też kupić skóry lub poroże renifera, które
najtaniej sprzedają w sklepiku prowadzonym przez Samów, rdzennych mieszkańców
północy. Problem w tym, że futra i poroża wyglądają jakby pochodzily z dopiero
co zabitych zwierząt, są na nich resztki tkanek. Nie wiem czy nie jest to
celowe by nadać im bardziej folklorystyczny charakter. Dla nas jednak, którzy
uwielbiają przyglądać się żywym reniferom, kupno czegoś takiego byłoby jak
współudział w zbrodni.
Kohabitacja gór i miasta. |
Gdyby pogoda bardziej sprzyjała
powędrowalibyśmy pewnie na jeden z punktów widokowych położonych w tych
"miejskich" górach. Prognoza pana Frode sprawdzała się niestety
dokładnie. Zacinający co chwilę deszcz, silny wiatr i temperatura 9 - 10o
C (w lipcu!) nie zachęcały wcale do chodzenia w góry.
Polaków, którym morze kojarzy się
wyłącznie z Bałtykiem zainteresuje być może obserwacja plywów morskich. Woda
bałtycka też im podlega, ale z powodu odizolowania naszego morza od światowego
oceanu pływy są prawie niedostrzegalne. Morze Norweskie wokół Mageroya nie jest
rekordzistą w tej dziedzinie niemniej pływy sięgają tu ponad metra różnicy
poziomów. Są wyraźnie widoczne, zwłaszcza w płytkich zatoczkach, które podczas
odpływu zmieniają się w błotniste plaże pokryte gdzieniegdzie kołdrą wodorostów
i przetykane kałużami. Czasami na tej odsłoniętej przestrzeni widać łódź
smutnie przekrzywioną, oddaloną o kilkadziesiąt metrów od wody.
Nasz pobyt na wyspie się kończy. Środki
nie pozwalają na korzystanie z lokali gastronomicznych, a pogoda na korzystanie
z natury. Przed wyjazdem odwiedzamy jeszcze bardziej na północ położone
miasteczko Gjesvaer. To już prawdziwy koniec świata, wieś rybacka teraz pewnie
bardziej żyjąca z turystyki. Jadąc tam i z powrotem widzimy namioty rozstawione
w szczerym polu przez rowerzystów będących w drodze na Nordkapp lub
Knivskjelloden. Mimo, że siedzimy w ciepłym samochodzie sam widok takich
biwaków wywołuje dreszcze zimna.
Wracamy przez wszystkie przejechane
poprzednio tunele, więc liczba kilometrów "podziemnych" i
"podwodnych" się podwaja. To jeszcze nas interesuje, ale jak
wspomniałem, już niedługo. Przemykamy przez Alta, które nie pozostawiło żadnych
wspomnień, do tego stopnia, że nawet nie potrafię zidentyfikować zdjęć
wykonanych w tym mieście. A może nie było czego fotografować?
Z pewnością za to nie da się zapomnieć świecących w oddali, ośnieżonych szczytów. Czy to Narnia?
Staramy się uciec na południe, tak daleko jak tylko zdołamy jednego dnia. Jest zimno i nawet pogodne słoneczko nie podnosi temperatury powietrza. Nawet przez myśl nie przechodzi możliwość spania w namiocie. Gdy przychodzi zmęczenie wjeżdżamy jakąś boczną dróżkę i układamy się w samochodzie. Nie jest wcale gorzej niż w fotelach lotniczych na promie.
Z pewnością za to nie da się zapomnieć świecących w oddali, ośnieżonych szczytów. Czy to Narnia?
Staramy się uciec na południe, tak daleko jak tylko zdołamy jednego dnia. Jest zimno i nawet pogodne słoneczko nie podnosi temperatury powietrza. Nawet przez myśl nie przechodzi możliwość spania w namiocie. Gdy przychodzi zmęczenie wjeżdżamy jakąś boczną dróżkę i układamy się w samochodzie. Nie jest wcale gorzej niż w fotelach lotniczych na promie.
Rano, troszkę zdrętwiali, ale
przynajmniej nie przemarznięci myjemy zęby w zimnej wodzie z kanistra i ruszamy
dalej. Na południe, do ciepła! Naszym następnym przystankiem będzie Narwik,
gdzie chcemy zacząć historyczną część wycieczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz