Przychodzi i dla nas pora opuszczenia
Rovaniemi, które w przewodnikach opisywane jest jako ostatnie duże miasto.
Wyobraźnia podsuwa mi obraz niemal ostatniego przyczółka cywilizacji w kierunku
północy Europy. Osiem kilometrów dalej przebiega przecież równoleżnik 60o32'35"
, czyli Koło Podbiegunowe, The Arctic Circle, Der Polar Kreis, Circolo Polare
albo Napapiiri w języku lokalnym. Przekroczenie go oznacza wejście do innego
świata, w którym nasze środkowoeuropejskie pojęcie dnia i nocy zupełnie zmienia
znaczenie. Za kręgiem polarnym rytmu dnia nie wyznacza już zmiana jasności;
dzień i noc przestają być rozumiane jako opozycja światła i ciemności. Tu można
kierować się tylko wskazaniami zegarka. Za tą linią w okresie letnim nigdy nie
zapada ciemna noc, a zimą nie nastaje jasny dzień. Okresy widno - ciemno
zmieniają się co pół roku, zamiast dwa razy dziennie jak u nas.
Uroczyste przekroczenie kręgu polarnego. |
Wyjeżdżamy więc z motelu ustawiając
północ w nawigacji. Zamierzamy jeszcze po drodze odwiedzić wioskę Świętego
Mikołaja, bardzo reklamowaną dla wszystkich turystów dużych i małych. Ulokowano
ją oczywiście na linii Koła Podbiegunowego, zgodnie z tradycyjnym przekonaniem,
że Mikołaj potrafi spowalniać czas. Gdzie indziej miałby się mieścić jego dom
jak nie na linii, za którą każda doba (czyli dwukrotna zamiana światła i
ciemności) trwa przez cały rok zamiast 24 godzin jak zwykle? To przecież twardy
dowód na spowalnianie czasu przez Świętego.
Kilka kilometrów przed mikołajową wioską
znajduje się inna atrakcja, Santa's Park czyli Park Świętego. To rodzaj
wesołego miasteczka, ale umieszczonego w specjalnie wydrążonych jaskiniach we
wnętrzu góry. Nie wchodzimy tam, przecież nie wypada żeby dorośli ludzie
wierzyli jeszcze w Świętego Mikołaja. Korzystamy za to ze ścieżki turystycznej
prowadzącej na szczyt tej góry. Stoi tam platforma widokowa (drewniana wieża) i
można podziwiać panoramę miasta i okolicy. Dzięki temu dowiadujemy się, że w
Rovaniemi jest zespół skoczni narciarskich. Nigdy nie slyszałem aby rozgrywano
tu jakieś znaczące zawody, dlatego o skoczniach nic nie wiedziałem. Gdyby
pogoda była lepsza widok byłby zapewne znacznie bardziej spektakularny, ale i
tak jest nieźle.
Wspinając się na wieżę Grażyna znowu pokazała, że ma silną wolę. Pokonała swój, dość silny lęk wysokości - weszła na sam szczyt.
Wspinając się na wieżę Grażyna znowu pokazała, że ma silną wolę. Pokonała swój, dość silny lęk wysokości - weszła na sam szczyt.
Jak pisałem, wioska Świętego Mikołaja
ulokowana jest dokładnie na linii Koła
Podbiegunowego. Równoleżnik ten został bardzo wyraźnie uwidoczniony na
nawierzchni dzięki czemu dokładnie wiadomo kiedy się go pokonuje. Wszyscy wtedy
chwytają za aparaty i kamery by moment ten uwiecznić. My ten limes
przeskakujemy, co przypadkowo udaje się uchwycić na zdjęciach (dopiero przy
trzeciej próbie, ale wszystkie były przypadkowe).
Zapraszamy doi biura Świętego Mikołaja |
Cały zespół zabudowań wioski to właściwie
wyłącznie sklepy z pamiątkami i hoteliki. Wyróżnia się jeden budynek, zbudowany
w stylu dworkowym, nad wejściem mający prosty komunikat: Santa Claus Office.
Wejście jest bezpłatne, więc nawet gdy się nie wierzy w Mikołaja warto tam
zajrzeć. Wewnątrz też są sklepy pamiątkarskie. Snujemy się wśród nich w
zasadzie bez konkretnego celu czy zamiaru. Chyba dwukrotnie przechodzimy obok
niczym nie wyróżniających się drzwi, sprawiających zresztą wrażenie
zamkniętych, więc nie zwracamy na nie większej uwagi. Zaczepia nas jednak
dziewczyna w stroju mikołajowego skrzata i pyta, czy chcemy spotkać się ze
Świętym. Odpowiadam ostrożnie, że "być może"... bo wierzę w niego czy nie wierzę, ostrożność
nie zawadzi. Skrzat wyjaśnia, że to nic nie kosztuje, co już całkiem mnie
zachęca. Jak coś jest za darmo to nic się nie straci próbując, prawda?
Wchodzimy w wąski, dość ciemny
korytarzyk, który później zaczyna się wić jakby był w labiryncie. Towarzyszą
nam tajemnicze odgłosy, niektóre z nich pochodzą z pewnością od zwierząt,
rozpoznajemy na przykład pohukiwania puchacza. Niektóre z tych dźwięków jednak
z pewnością nie mogły być wydawane przez żadne znane ziemskie stwory. Idziemy w tym czasie po
drewnianym pomoście, a skrzypienie pokrywających go desek rozbrzmiewa jakoś
dziwnie głośno, co powoduje wzmożenie czujności słuchu. Przechodzimy po
trzeszczącym lodzie...
I mimo całej dorosłości, całego racjonalizmu, zaczynam się czuć nieswojo. Nie chodzi o przestrach, bo nie ma tam nic budzącego grozę. Niby wiem, że te dżwięki to tylko nagranie, że lód to plastikowe płyty... niby to wszystko ogarniam rozumem. Ale gdzieś pod skórą zaczynam mieć bajkowy nastrój, jakbym naprawdę znalazł się w tajemniczym świecie Mikołaja.
I mimo całej dorosłości, całego racjonalizmu, zaczynam się czuć nieswojo. Nie chodzi o przestrach, bo nie ma tam nic budzącego grozę. Niby wiem, że te dżwięki to tylko nagranie, że lód to plastikowe płyty... niby to wszystko ogarniam rozumem. Ale gdzieś pod skórą zaczynam mieć bajkowy nastrój, jakbym naprawdę znalazł się w tajemniczym świecie Mikołaja.
Wchodzimy do większego pomieszczenia, po
wyjściu z korytarzyka daje to wrażenie znalezienia się w otwartej przestrzeni.
Z boku widzimy domek urządzony w trzonie ogromnego grzyba. Świeci się światło i
zasłonki są uchylone więc chyba ktoś jest w środku. Szturcham Grażynę i oboje
zaczynamy zaglądać w nadziei, że podejrzymy Mikołaja, albo chociaż jego skrzaty
w jakichś domowych czynnościach. Uwagę odwraca jednak mikołajowy spowalniacz
czasu. I to nie jest żaden operetkowy czasowstrzymywacz z reklam telefonii
komórkowej. To najprawdziwsza machina czasu! Z ogromnym wahadłem przesuwającym
się nad kołem podbiegunowym. Od prędkości ruchu tego wahadła zależy więc
długość dnia i nocy. Stoimy wobec wielkiej tajemnicy czasu trwania ziemskiej
doby!
Dyskretnie umieszczone strzałki kierują
nas w dalszą drogę, po schodach w górę. Tam spotykamy kolejnego skrzata, który
zachęcającym gestem kieruje nas za kotarę. Wchodzimy tam i stajemy przed
Mikołajem! Okazuje się, że można się z nim świetnie porozumieć. Zresztą nic w
tym dziwnego - to oczywiste, że musi on znać wszystkie języki świata.
Nie potrafię opisać wszystkich wrażeń z
tego spotkania.., ale poczułem się jakbym znowu był dzieckiem.
Dlatego będę powtarzał teraz wszystkim: Nie wierzcie rodzicom, gdy będą Wam mówić, że to oni kupują prezenty. To nieprawda. Mikołaj naprawdę istnieje!
Dlatego będę powtarzał teraz wszystkim: Nie wierzcie rodzicom, gdy będą Wam mówić, że to oni kupują prezenty. To nieprawda. Mikołaj naprawdę istnieje!
W ilości listów do Mikołaja jesteśmy lepsi niż w piłkę nożną |
Na szczęście polskie dzieci o tym
doskonale wiedzą. Do Świętego co roku przychodzi 15,5 miliona przesyłek ze 198
krajów świata. Tylko dzieci z Wielkiej Brytanii i Włoch wyprzedzają polskie w
tej epistolografii, a przecież tamte kraje mają więcej ludności niż Polska.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz