piątek, 6 lipca 2012

Święty Mikołaj istnieje!

1 lipca 2012

Przychodzi i dla nas pora opuszczenia Rovaniemi, które w przewodnikach opisywane jest jako ostatnie duże miasto. Wyobraźnia podsuwa mi obraz niemal ostatniego przyczółka cywilizacji w kierunku północy Europy. Osiem kilometrów dalej przebiega przecież równoleżnik 60o32'35" , czyli Koło Podbiegunowe, The Arctic Circle, Der Polar Kreis, Circolo Polare albo Napapiiri w języku lokalnym. Przekroczenie go oznacza wejście do innego świata, w którym nasze środkowoeuropejskie pojęcie dnia i nocy zupełnie zmienia znaczenie. Za kręgiem polarnym rytmu dnia nie wyznacza już zmiana jasności; dzień i noc przestają być rozumiane jako opozycja światła i ciemności. Tu można kierować się tylko wskazaniami zegarka. Za tą linią w okresie letnim nigdy nie zapada ciemna noc, a zimą nie nastaje jasny dzień. Okresy widno - ciemno zmieniają się co pół roku, zamiast dwa razy dziennie jak u nas.
Uroczyste przekroczenie kręgu polarnego.



Wyjeżdżamy więc z motelu ustawiając północ w nawigacji. Zamierzamy jeszcze po drodze odwiedzić wioskę Świętego Mikołaja, bardzo reklamowaną dla wszystkich turystów dużych i małych. Ulokowano ją oczywiście na linii Koła Podbiegunowego, zgodnie z tradycyjnym przekonaniem, że Mikołaj potrafi spowalniać czas. Gdzie indziej miałby się mieścić jego dom jak nie na linii, za którą każda doba (czyli dwukrotna zamiana światła i ciemności) trwa przez cały rok zamiast 24 godzin jak zwykle? To przecież twardy dowód na spowalnianie czasu przez Świętego.

Kilka kilometrów przed mikołajową wioską znajduje się inna atrakcja, Santa's Park czyli Park Świętego. To rodzaj wesołego miasteczka, ale umieszczonego w specjalnie wydrążonych jaskiniach we wnętrzu góry. Nie wchodzimy tam, przecież nie wypada żeby dorośli ludzie wierzyli jeszcze w Świętego Mikołaja. Korzystamy za to ze ścieżki turystycznej prowadzącej na szczyt tej góry. Stoi tam platforma widokowa (drewniana wieża) i można podziwiać panoramę miasta i okolicy. Dzięki temu dowiadujemy się, że w Rovaniemi jest zespół skoczni narciarskich. Nigdy nie slyszałem aby rozgrywano tu jakieś znaczące zawody, dlatego o skoczniach nic nie wiedziałem. Gdyby pogoda była lepsza widok byłby zapewne znacznie bardziej spektakularny, ale i tak jest nieźle.
Wspinając się na wieżę Grażyna znowu pokazała, że ma silną wolę. Pokonała swój, dość silny lęk wysokości - weszła na sam szczyt.

Jak pisałem, wioska Świętego Mikołaja ulokowana jest dokładnie  na linii Koła Podbiegunowego. Równoleżnik ten został bardzo wyraźnie uwidoczniony na nawierzchni dzięki czemu dokładnie wiadomo kiedy się go pokonuje. Wszyscy wtedy chwytają za aparaty i kamery by moment ten uwiecznić. My ten limes przeskakujemy, co przypadkowo udaje się uchwycić na zdjęciach (dopiero przy trzeciej próbie, ale wszystkie były przypadkowe).

Zapraszamy doi biura Świętego Mikołaja
Cały zespół zabudowań wioski to właściwie wyłącznie sklepy z pamiątkami i hoteliki. Wyróżnia się jeden budynek, zbudowany w stylu dworkowym, nad wejściem mający prosty komunikat: Santa Claus Office. Wejście jest bezpłatne, więc nawet gdy się nie wierzy w Mikołaja warto tam zajrzeć. Wewnątrz też są sklepy pamiątkarskie. Snujemy się wśród nich w zasadzie bez konkretnego celu czy zamiaru. Chyba dwukrotnie przechodzimy obok niczym nie wyróżniających się drzwi, sprawiających zresztą wrażenie zamkniętych, więc nie zwracamy na nie większej uwagi. Zaczepia nas jednak dziewczyna w stroju mikołajowego skrzata i pyta, czy chcemy spotkać się ze Świętym. Odpowiadam ostrożnie, że "być może"...  bo wierzę w niego czy nie wierzę, ostrożność nie zawadzi. Skrzat wyjaśnia, że to nic nie kosztuje, co już całkiem mnie zachęca. Jak coś jest za darmo to nic się nie straci próbując, prawda?

Wchodzimy w wąski, dość ciemny korytarzyk, który później zaczyna się wić jakby był w labiryncie. Towarzyszą nam tajemnicze odgłosy, niektóre z nich pochodzą z pewnością od zwierząt, rozpoznajemy na przykład pohukiwania puchacza. Niektóre z tych dźwięków jednak z pewnością nie mogły być wydawane przez żadne znane  ziemskie stwory. Idziemy w tym czasie po drewnianym pomoście, a skrzypienie pokrywających go desek rozbrzmiewa jakoś dziwnie głośno, co powoduje wzmożenie czujności słuchu. Przechodzimy po trzeszczącym lodzie...
I mimo całej dorosłości, całego racjonalizmu, zaczynam się czuć nieswojo. Nie chodzi o przestrach, bo nie ma tam nic budzącego grozę. Niby wiem, że te dżwięki to tylko nagranie, że lód to plastikowe płyty... niby to wszystko ogarniam rozumem. Ale gdzieś pod skórą zaczynam mieć bajkowy nastrój, jakbym naprawdę znalazł się w tajemniczym świecie Mikołaja.

Wchodzimy do większego pomieszczenia, po wyjściu z korytarzyka daje to wrażenie znalezienia się w otwartej przestrzeni. Z boku widzimy domek urządzony w trzonie ogromnego grzyba. Świeci się światło i zasłonki są uchylone więc chyba ktoś jest w środku. Szturcham Grażynę i oboje zaczynamy zaglądać w nadziei, że podejrzymy Mikołaja, albo chociaż jego skrzaty w jakichś domowych czynnościach. Uwagę odwraca jednak mikołajowy spowalniacz czasu. I to nie jest żaden operetkowy czasowstrzymywacz z reklam telefonii komórkowej. To najprawdziwsza machina czasu! Z ogromnym wahadłem przesuwającym się nad kołem podbiegunowym. Od prędkości ruchu tego wahadła zależy więc długość dnia i nocy. Stoimy wobec wielkiej tajemnicy czasu trwania ziemskiej doby!

Dyskretnie umieszczone strzałki kierują nas w dalszą drogę, po schodach w górę. Tam spotykamy kolejnego skrzata, który zachęcającym gestem kieruje nas za kotarę. Wchodzimy tam i stajemy przed Mikołajem! Okazuje się, że można się z nim świetnie porozumieć. Zresztą nic w tym dziwnego - to oczywiste, że musi on znać wszystkie języki świata.

Nie potrafię opisać wszystkich wrażeń z tego spotkania.., ale poczułem się jakbym znowu był dzieckiem.
Dlatego będę powtarzał teraz wszystkim: Nie wierzcie rodzicom, gdy będą Wam mówić, że to oni kupują prezenty. To nieprawda. Mikołaj naprawdę istnieje!

W ilości listów do Mikołaja jesteśmy lepsi niż w piłkę nożną
Na szczęście polskie dzieci o tym doskonale wiedzą. Do Świętego co roku przychodzi 15,5 miliona przesyłek ze 198 krajów świata. Tylko dzieci z Wielkiej Brytanii i Włoch wyprzedzają polskie w tej epistolografii, a przecież tamte kraje mają więcej ludności niż Polska.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz