2 lipca 2012
Coraz więcej skał. |
Powinienem jednak wspomnieć o ostatnim noclegu wśród Finów, gdyż naprawdę wart polecenia jest kemping Tenorinne w mieście granicznym Karigasniemi. Naprawdę tani (z kartą CKE 16 EUR za namiot, samochód i dwie osoby dorosłe), bardzo schludny i świetnie wyposażony, położony na zboczu tarasami opadającym w kierunku rzeki. Trochę dokuczały komary, ale to przypadłość całej północnej Finlandii, krainy lasów i jezior bądź co bądź.
Wyraźnie, choć oczywiście nie natychmiast zmienia się krajobraz. Po godzinie jazdy lasy należą już do rzadkości, zamieniane stopniowo przez gołe skały, co najwyżej porośnięte mchami albo jakimiś porostami. Roślinność tundrowa. I oto, nareszcie, cała gromadka reniferów! Grażyna jest wniebowzięta, nie wie czy najpierw się przypatrywać, czy fotografować.
Całe stado naraz! |
Po prawej stronie towarzyszy nam przez dłuższy czas duży zbiornik wodny. Jesteśmy przekonani, że to jakieś jezioro, dopiero rzut oka na mapę mówi, iż to fiord Porsangen. Nasz pierwszy w życiu fiord. Co prawda nie jest ostro wcięty i nie ma skalnych świan spadających pionowo w wodę, ale i tak się liczy. Już ty nam będziesz z ręki jadł kochasiu, poczekaj tylko...
Dalej skały już w pełnej krasie. Lekko niepokojące wrażenie robią ogromne, oderwane głazy leżące tuż obok drogi gdy na samej drodze widnieje znak "uwaga, spadające odłamki skał". Ładne mi odłamki. Niektóre wielkości czołgu.
Mamy nadzieję, że ostrzeżenie z takiego znaku nie obejmuje trasy w tunelach, bo właśnie zbliżamy się do pierwszego. Gdyby tu miały spadać jakieś skały to nie daj Boże. Nas, przyzwyczajonych do skromnych polskich tuneli szokuje, że już ten pierwszy norweski ma prawie 3 kilometry długości! Postanawiamy robić zdjęcia każdego pokonanego na trasie tunelu, aby udokumentować ich liczbę i łączną długość. Może zostanie to uznane za wystarczający staż do uzyskania renty górniczej?
Wyprzedzając tok opowieści zdradzę, że po kilku dniach nie tylko przestaniemy robić zdjęcia tuneli, ale nie będzie nam się chciało nawet ich liczyć. Jak się ich przejedzie 10 - 15 dziennie to naprawdę powszednieją.
Warto jednak opisać przejazd na wyspę Mageroya. Przeprawa jest stosunkowo młoda, przekopana przed 15 laty. Ma długość 6870 m i przebiega 212 metrów pod poziomem morza. Wjazd i wyjazd odbywa się po pochyłościach osiągających 9%, więc w dół jazda na niskim biegu jest konieczności by nie spalić hamulców, zaś wyjazd na tym samym przełożeniu bo wyższe nie dają rady. Powrót do czystego nieba nad głową jest niezwykle miły po takim doświadczeniu. Mamy szczęście, że właśnie niedawno, dosłownie przed tygodniami, zakończono pobieranie opłat za przejazd. Były one dość słone, ale po 15 latach uznano, że tunel się spłacił.
Na wyspie trzeba za chwilę przejechać przez kolejny, tym razem króciutki tunelik, o którym nawet nie warto wspominać (190 m - bagatelka), ale zaraz potem jest trzeci mający niezły wymiar 4 kilometrów.
Już widać światełko w tunelu. |
Ten na pomoście jest "nasz". |
Przygody na Magerøya, a szczególnie szaleńczą wyprawę pieszą, opiszę już w kolejnej notce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz