sobota, 30 czerwca 2012

Śladami Adama Małysza?

27 czerwca 2012

Przyszła pora opuścić Helsinki, zaczynamy więc planować kolejny etap. Pierwotnie miało to być miasteczko Suomussalmi, ale po wczytaniu się w przewodniki i sprawdzeniu informacji w sieci rezygnujemy z tego. Nie ma tam w zasadzie niczego aż tak bardzo interesującego. Pamiętać przecież musimy, że Finlandia to tylko etap, a głównym celem jest Norwegia. Nie można się rozdrabniać na oglądanie wszystkiego w Finlandii, gdyż zabraknie czasu na norweskie góry.

Suomussalmi jest interesujące dlatego, że w czasie Wojny Zimowej Finowie, działając bardzo małymi siłami okrążyli i rozbili całkowicie dwie wzmocnione dywizje Armii Czerwonej. Jak się to udało przy miażdżącej przewadze przeciwnika? Wystarczyło sprawić by przeciwnik był przekonany, że jest calkowicie okrążony. Sowietom udało się to wmówić wskutek czego zatrzymali się i przeszli do bezsensownej obrony. Finowie pozostało tylko odciąć jedyną drogę zaopatrzenia, a potem już mogli niewielkimi oddziałami kąsać ich z każej strony. Sowieckie jednostki najpierw zaczęły się oddzielać na mniejsze zgrupowania, a potem poddawać się lub ginąć. Mróz i głód też robiły swoje.
Po II wojnie światowej dominujący ZSRR postarał się zatrzeć materialne ślady swojej porażki, a w szczególności odebrać Finom zdobyte wówczas uzbrojenie. Przez to w fińskich muzeach nie ma zbyt wiele do eksponowania. W Suomussalmi można obejrzeć głównie pomniki i tablice pamiątkowe, a w muzeach najwyżej dokumenty. Zachowały się co prawda jakieś nieliczne pamiątki o innym charakterze lecz są gdzie indziej. Nazwy Suomussalmi nie wymieniają nawet przewodniki turystyczne, znana jest najwyżej pasjonatom historii. Dlatego właśnie nie zobaczymy tego miasta.

Trzeba jednak wybrać się z Helsinek na północ by przybliżyć się do Norwegii. Wybór pada na Kuopio, największe miasto wschodniej Finlandii, znane centrum sportów zimowych. W tej chwili nie pamiętamy czy skakał tam Adam Małysz. Po drodze jednak widzimy drogowskazy na Lahti, a tam Małysz już na pewno sukcesy odnosił. Decydujemy odwiedzić Lahti przejazdem. Za drogowskazami pokazującymi Keskuste - co, jak się przekonaliśmy, oznacza Centrum - wjeżdżamy w plątaninę ulic. Miasto leży na pagórkowatym terenie, dlatego bieg ulic jest tak urozmaicony. Chyba łatwo się tu zagubić, zwłaszcza gdy się nie rozumie fińskiego tak bardzo jak my go nie rozumiemy. Co chwilę jednak, ponad budynkami widać szczyty skoczni narciarskich. Trzymając się tego kierunku w końcu udało się tam dotrzeć.





Czy ta konkurencja to skoki na nartach wodnych?
Na wyższą z krokwi, bodajże o punkcie K=116, można wjechać wyciągiem krzesełkowym i później jeszcze windą. Podobno rozciąga się stamtąd wspaniały widok. Wierzę, bo Finlandia jest raczej płaska i z każdego wysokiego obiektu można ogarnąć szmat kraju. Żadne góry nie zasłaniają. Ale dzisiaj pogoda nie jest najlepsza, zaczynają zaciągać chmury, kilkakrotnie po drodze zmoczył nas deszcz, a nawet grad wybębnił swoje po karoserii. Widoczność jest więc ograniczona i dlatego rezygnujemy z wjazdu na skocznię. Wielką ciekawostką jest natomiast fakt, że w najniższym punkcie tej dużej krokwi, na zjeździe, zbudowano basen pływacki, w tej chwili pełen dzieciaków. Gdyby dziś odbyć zawody na igelicie, to skoczkowie musieliby używać nart wodnych. Zastanawiam się czy zimą jest on jakoś przykrywany dla umożliwienia skoków, czy czekają aż woda w basenie zamarźnie i skoczkowie przejeżdżają po lodzie? ;-)


Pierwszt renifer napotkany w Finlandii
Opuszczając Lahti odnawiamy ustawienia nawigacji i kierujemy się znów do Kuopio. Nie bylibyśmy jednakże prawidziwymi łazikami gdybyśmy nigdzie nie skręcili. Grażynie spodobała się nazwa miasta JYVÄSKYLÄ. Zbliża się mniej więcej pora obiadu, zaczynamy być głodni, a to świetna motywacja by odwiedzić najbliższe miasto.
Niestety, znowu się okazało, że wtarabaniliśmy się w osiedla na pagórkach, a dodatkowo rozłożone nad jeziorem o urozmaiconej linii brzegowej. Układ ulic niemożliwy do przewidzenia, fińskie drogowskazy jak zwykle niemożliwe do zrozumienia, a nigdzie nie widać żadnych skoczni, które by pomagały w orientacji. Czyli klops. Ustawiamy ponownie nawigację i z ulgą wyjeżdzamy na główną drogę. Sprawiedliwie trzeba jednak przyznać, że w tym mieście spotkaliśmy pierwszego w Finlandii renifera.


Wytworny piknik.
Nie pożywiliśmy się zaczynamy więc poszukiwać ładnego parkingu, żeby tam urządzić mały piknik. Jak na złość, wszystkie miejsca z literką "P" okazują się być zaledwie płytkimi zatoczkami przy ruchliwej ekspresówce jaką podążamy. Wybieramy jakąś większą zatokę i zdesperowani zatrzymujemy się tam. Nie wiem czy w Finlandii to normalny widok, że prawie przy samej jezdni, w porze lunchu rozstawia się stolik, krzesełka i kuchenkę gazową? Oczywiście gdy już ruszyliśmy w dalszą drogę, po 2 kilometrach zobaczyliśmy piękny leśny parking, z drewnianą wiatę, a w niej stołem i ławkami, idealny do spokojnego popasu. Diabli nadali, już lepiej żeby go tu nie było! Parskamy jednak śmiechem.

Do samego Kuopio nic się już więcej nie wydarzyło bo nie probowaliśmy własnych pomysłów, a tylko karnie podążaliśmy tam, gdzie nawigacja wskazywała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz