Kilka minut po 9.00 opuściliśmy port i kierowani GPS jechaliśmy na upatrzony w internecie kamping Rastila. To chyba jedyne pole kampingowe w samym mieście, a przynajmniej jedyne jakie udało mi się znaleźć. Powitalne mgła i mżawka zdawały się ustępować, przez chmury przebijało się słońce. W dobrych więc nastrojach rozstawiliśmy namiot. O, jakże się przydał trening na działce! Po zagospodarowaniu się zdążyliśmy jeszcze zjeść późne śniadanie i żeby nie tracić więcej czasu wyszliśmy "do miasta". Kamping położony jest bardzo korzystnie, bo na obrzeżu miasta lecz zaledwie 100 metrów od stacji metra, którym wygodnie dociera się do centrum.
Helsinki mają dwie linie metra, ale warszawiacy nie powinni im tego zazdrościć, bo obie linie mają razem mniejszą długość i mniej stacji niż jedna dotychczasowa nasza linia. Ta druga linia helsińska obejmuje w rzeczywistości trzy stacje, jest więc raczej symboliczna. Metro helsińskie ma zresztą tę cechę charakterystyczną, że znaczną część trasy pokonuje na powierzchni, zaś pod ziemię schodzi tylko w centrum miasta. Można by więc powiedzieć, że w zasadzie to tylko takie "pół metra".
Ale na tym dosyć śmiechów bo Helsinki są bardzo uroczym miastem. Choć ma zdecydowanie wielkomiejski wygląd nie czuć wśród mieszkańców nadmiernego pośpiechu, jak się obserwuje w większości metropolii świata. Co bardzo rzuca się w oczy to umiłowanie sportu. W mieście mnóstwo rowerów, a co chwilę widać osobę uprawiającą jogging. Może właśnie dlatego wśród helsińczyków, bądź co bądź mieszkańców stolicy bardzo zamożnego kraju, spotyka się zaskakująco mało ludzi otyłych. Do licha, nawet w Warszawie jest więcej grubasów! Kolejnym spostrzeżeniem jest naprawdę powszechna znajomość angielskiego. Po krótkim czasie zauważyłem, że już nikogo nie pytam o znajomość tego języka tylko po prostu w nim zagaduję. Nie spotkałem nikogo, kto by go nie znał w stopniu co najmniej komunikatywnym.
Dom towarowy Stockmann. Pod widocznym w tle zegarem Finowie lubią umawiać się na spotkania. |
Dworzec helsiński. Niezły start do zwiedzania miasta. |
Łapię się na tym, że nie opisuję miasta i jego atrakcji, a tylko osobiste emocje oraz zupełnie prywatne spostrzeżenia. Nie wiem czy to dobrze, ale sądzę że o mieście jako takim każdy znajdzie sobie znacznie lepsze źródło niż relacja jednodniowego turysty. Blog natomiast jest takim gatunkiem, w którym istotne jest dzielenie się właśnie osobistym oglądem świata. Proszę się więc z tym pogodzić. O atrakcjach zresztą też jeszcze będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz