niedziela, 29 kwietnia 2012

Czy uda się zacząć?

Przygotowania ruszają, ale najoporniej idzie namawianie Grażyny. Przez resztę jesieni i zimę 2011/12 trwało przełamywanie jej obaw.

Początkowo największy sprzeciw budziła perspektywa rejsu promem, bo boi się choroby morskiej. Znalazłem rozwiązanie polegające na wyznaczeniu trasy maksymalnie lądowej, by połączenia morskie ograniczyć do minimum, czyli przez Litwę i Łotwę do Tallina w Estonii, a stamtąd już króciutki skok przez morze do Helsinek. I wszystko byłoby w porządku gdyby nie informacja w telewizyjnych wiadomościach o pobiciu w Wilnie nastolatków narodowości polskiej, rzekomo właśnie z powodu ich polskości. Grażyna wyraźnie się przestraszyła i już wiedziałem, że będzie źle. Co prawda, ja nie bardzo wierzyłem, że rzeczywiście powodem było używanie języka polskiego przez pobitych, gdyż młodzi ludzie zawsze znajdą sobie powód do awantury. Dziś pretekstem mógł być język polski, a jutro będą to barwy klubu piłkarskiego albo cokolwiek innego, bo przecież where there's a will, there's a way. No, ale na obawy nie ma rady. Liczyłem na pomoc ze strony rozsądnego skądinąd wujka Waldka. Gdy jednak jeszcze on dołożył niepochlebną opinię na temat stosunku Litwinów do Polaków, konieczne stało się poszukiwanie innego rozwiązania, bo Litwa przestała się liczyć jako możliwość.

M/S Finnmaid
Prom linii Finnlines, bezpośrednio z Gdyni do Helsinek. Oto rozwiązanie! Płynie długo, ale Grażyna została pokonana argumentem, że nafaszeruje się ją środkami przeciwko chorobie lokomocyjnej i najwyżej będzie spała. A więc postanowione.

Kilka uwag, które mam po własnych poszukiwaniach i namysłach, a którymi myślę, że warto się podzielić:

Rejs trwa bez mała dobę (ponad 22 godziny). Bilet można zakupić z miejscem w kabinie albo na fotelu lotniczym. Nie ma możliwości kupienia "gołego" biletu, bo nikt nie wytrzyma doby na stojąco na pokładzie. Warto rezerwować wcześniej bo po wyczerpaniu biletów na fotelach wykupienie kabiny staje się obowiązkowe, co podnosi koszt podróży o ok. 50%.
Nie wiem co prawda, czy podróż w fotelu lotniczym będzie znośna i czy nie będziemy żałować tej oszczędności, ale na razie jest za wcześnie by się martwić.

"Nasz" statek nazywa się Finnmaid. Zobaczymy czy ta panna okaże się dla nas łaskawa, czy pokaże jakieś humory.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz